„Wiara rodzi się ze słuchania, a tym co się słyszy jest Słowo Boże” – tak nas naucza
św. Paweł. Skoro nasza wiara będzie zawsze powiększała się, gdy będziemy uważnie
słuchać i rozumieć objaśniane nam Słowo Boże, przed każdym kaznodzieją stoi wielkie
wyzwanie i duża odpowiedzialność za to, co i jak głosi. Im lepiej przekaże nam, co Bóg
chce powiedzieć przez swoje Słowo, tym większe szanse na wzrost wiary i świętości
uczestników Mszy świętej, słuchających Bożego Słowa.
Słowo Boże, dobrze komentowane, prosto wytłumaczone i głoszone z mocą przez
świętego kapłana, ma potężną siłę do zmieniania naszego życia. Nie powinniśmy się więc
dziwić, że nasz nieprzyjaciel – zły duch, zrobi wszystko, aby to słowo do nas nie dotarło.
On też zna moc Słowa Bożego, dlatego gdy słuchamy homilii, będzie podsuwał nam różne
pokusy, aby to Słowo nie dotarło i nie wydało owoców. Dziś zajmijmy się więc
trudnościami, z którymi możemy się borykać podczas słuchania kazania lub homilii
i zastanówmy się, jak je pokonywać. Te trudności mogą być zarówno w nas, jak i w tym,
który głosi homilię. Jak więc sobie z tym radzić?
Najczęściej spotykaną przeszkodą w nas samych jest nasze rozproszenie. Pojawia się ono
zazwyczaj wtedy, gdy to o czym mówi ksiądz, jest nam już znane. Myślisz sobie wtedy –
już to słyszałem, wiem, że tak ma być, nic nowego się nie dowiedziałem. A gdy do tego
dojdzie jeszcze nasze zmęczenie, jakieś aktualnie przeżywane problemy i walka duchowa
– nasze myśli bardzo szybko odlatują i tracimy uwagę.
To, co warto wtedy robić, to modlić się w duchu krótkimi aktami strzelistymi: „Mów Panie,
bo sługa twój słucha” lub „Przyjdź Panie Jezu”. Możesz też prosić, aby Bóg w homilii
odpowiedział Ci na to, co właśnie przeżywasz, np. „Przyjdź Panie Jezu do moich
problemów i daj mi światło”. Jeśli z takim nastawieniem wejdziesz w słuchane Słowo
Boże, Bóg może wtedy do ciebie przemówić nawet przez to, czego ksiądz wprost nie
powiedział. Będzie to jedno słowo, zdanie, myśl, która tak uderzy w serce, że będzie to dla
ciebie doświadczenie żywego Boga. Boga, który odpowiada na nasze pytania, daje
konkretne słowo, konkretne wskazówki. Dzieje się tak, ponieważ, jak uczą dokumenty
Kościoła, to Duch Święty wciąż na nowo interpretuje i aktualizuje Słowo Boże, działając
w każdym z nas indywidualnie, stosownie do tego, na ile pozwolimy Mu działać.
To działanie Ducha Świętego możesz odkryć patrząc na swoje wewnętrzne poruszenia
serca, powodowane przez słuchane Słowo Boże. Bóg może przyjść przez odczucie pokoju,
ale ale równie skutecznie przez odczucie pewnego niepokoju. Słowo Boże ma moc
demaskowania zła i działa jak miecz, czy może lepiej powiedzieć – chirurgiczny skalpel,
który dotyka tego, co w nas choruje i nas uzdrawia. Kiedy jednak dotyka się chorego
miejsca, najpierw może zaboleć. Jeśli więc w kazaniu coś bardzo cię zdenerwowało
i poruszyło aż do głębi – zastanów się najpierw, czy to właśnie Słowo nie dotknęło jakiegoś
chorego miejsca w twoim życiu. Pozwól wtedy Słowu Bożemu działać, a więc przyjmij je
i zrób to, do czego cię zaprasza, a poczujesz wtedy duchową ulgę.
Druga grupa trudności, z którymi możemy się spotkać słuchając kazania, znajduje się po
stronie głoszących. Wiemy już, że stoi przed nimi wielkie wyzwanie, aby dobrze
przygotować się do homilii i dobrze ją wygłosić. Jesteśmy tylko ludźmi, w dodatku
grzesznikami. Każdy z nas może mieć gorszy dzień, gorszą kondycję duchową, odczuwać
zmęczenie. Do tego wszystkiego dochodzi walka duchowa o świętość, na którą szczególnie
narażone są osoby duchowne. Może tak się zdarzyć, że jeśli znamy bliżej czyjeś słabości,
to pewne tematy głoszone przez kapłana, w jego ustach nie będą brzmiały wiarygodnie. Co wtedy robić?
Najpierw spróbujmy uświadomić sobie, że skuteczność homilii nie zależy jedynie od
samego księdza, jego umiejętności przemawiania i jego świętości – choć każda z tych
rzeczy, zwłaszcza świętość, bardzo pomaga w skuteczności. Ta moc słowa, czyli
skuteczność słowa Bożego, jest zagwarantowana tym, że homilia dokonuje się podczas
liturgii, a to oznacza, że nawet przez najbardziej grzesznego i nudzącego nas kaznodzieję
przemawia wtedy sam Chrystus. Przypomnijmy, że to sam Chrystus sprawuje liturgię,
posługując się mniej lub bardziej świętym narzędziem. I choć słusznie może boleć nas, że
słowo kaznodziei może różnić się od jego życia, Dyrektorium Homiletyczne naucza, że
„głosiciel nie powinien obniżać kryteriów swojego orędzia do poziomu własnego,
osobistego świadectwa w obawie przed oskarżeniem, że nie praktykuje tego, co głosi.
Ponieważ głosi nie siebie, tylko Chrystusa, bez obłudy może wskazywać szczyty świętości,
do których jak każdy inny człowiek dąży w swojej pielgrzymce wiary” (DH 7). Niech więc
nie wyłączy nas ze słuchania i przyjmowania Słowa Bożego w homilii jakaś niechęć do
głoszącego, nawet jeśli jest uzasadniona. Uczmy się odróżniać grzech od grzesznika
(grzech należy potępiać, ale osobę szanować). Wcześniej jeszcze, nauczmy się odróżniać
fakty od naszych interpretacji. Nie zawsze to, co nam się wydaje, rzeczywiście takim jest.
Ponieważ głoszenie homilii jest tak trudnym zadaniem, nie zapominajmy o naszej
modlitwie za kapłanów, aby sami żyli świętym życiem i jak najlepiej karmili nas Słowem
Bożym. Zanim rozpocznie się Msza święta, pomódl się dziś za kapłana, który będzie głosił
Słowo Boże. Poproś dla niego o łaskę jeszcze bardziej świętego życia i o namaszczenie
jego słowa mocą Ducha Świętego, abyś doświadczył, że to sam Bóg przez niego przemawia.